Recenzja filmu

Jak zostać gwiazdą (2020)
Anna Wieczur
Katarzyna Sawczuk
Maciej Zakościelny

Jaka to melodia?

Gdzieś pod spodem kryje się ciekawy film: o życiu jako bezustannej rewizji priorytetów, o zapasach z przeszłością, o pustce w sercu, którą trzeba wypełnić za wszelką cenę, nawet kosztem
Jaka to melodia?
Muzyczne konkursy talentów – nasza stara, świecka religia – są nie tyle fantastycznym tematem dla kina, co destylatem samego kina: od musicalu przez melodramat po thriller i groteskę. W "Jak zostać gwiazdą" widać ten eklektyzm jak na dłoni. To komedia, która udaje satyrę, oraz kino inicjacyjne z pretensjami do socjologicznej rozprawki. I pewnie dlatego film ogląda się trochę jak zawody w przeciąganiu liny. Ilekroć w zwierciadle na gościńcu odbije się realny nastoletni lęk lub problem, twórcy ciągną w stronę kabaretonu, gdzie obsypane brokatem gwiazdy komentują go czerstwym żartem. Głos na nie. 


Cekinowy świat poznajemy z perspektywy Ostrej (Katarzyna Sawczuk), nastolatki zrodzonej ze swojej ksywki. Dziewczyna przybywa do Warszawy z prowincjonalnego miasteczka, gdzie na cotygodniowej, kanapowej mszy telewidzowie wznoszą modły do jej ojca (Maciej Zakościelny) – zblazowanego jurora w popularnym talent show "Music Race". I choć ojciec, po spłodzeniu Ostrej, dał drapaka, zrobił karierę i umościł się w stolycy, zapobiegliwi scenarzyści szybko podrzucają bohaterce szansę na odwet. Po kilku szczęśliwych zbiegach okoliczności oraz interwencji Boga z Maszyny (dziewczyna odkrywa w sobie wokalny talent jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki) ojciec i córka stają naprzeciw siebie w muzycznym wyścigu. Zaś to, co zaczyna się jak misja reedukacyjna, kończy się – co jest do przewidzenia – rajdami kabrioletem po Marszałkowskiej, półnagimi sesjami zdjęciowymi oraz ogólną moralną degrengoladą. Warszawka, wiadomo. 

Stojąca za kamerą Anna Wieczur-Bluszcz nakręciła wcześniej "Być jak Kazimierz Deyna", opowieść o trudach dorastania przefiltrowaną przez pryzmat narodowej obsesji na punkcie futbolu oraz kultu Orłów Górskiego. Dziś robi z grubsza to samo, tyle że fundamentem nowego kultu nie są ani sport, ani sztuka, tylko słupki oglądalności. Pomysł wydaje się o tyle karkołomny, że film błyskawicznie rozpada się na dwie części. Pierwsza to historia inicjacyjna o dziewczynie poszukującej punktu odniesienia. Druga to satyra na show-biznes reprezentowany przez cynicznych technokratów oraz pretensjonalnych celebrytów. Obydwie pozostają w nieustannym klinczu, który sprawia, że tracą jakąkolwiek wagę: inicjacja staje się lukrowanym teledyskiem, zaś satyra – hołdem. Widać to zwłaszcza w kuriozalnym epizodzie Urszuli Dudziak, która z niepokojącą nadpobudliwością odgrywa sumienie fasadowego świata, wykładając pozostałym jurorom powinności artysty. 

   

Gdzieś pod spodem kryje się znacznie ciekawszy film: o życiu jako bezustannej rewizji priorytetów, o zapasach z przeszłością, o pustce w sercu, którą trzeba wypełnić za wszelką cenę, nawet kosztem autodestrukcji. Z kolei Wieczur-Bluszcz pozostaje na tyle dobrą reżyserką, że czasem sobie o nim przypomina. Obsadzona w głównej roli Sawczuk, mimo lichego tekstu, przekonująco odgrywa dylematy bohaterki; kapitalna Anita Sokołowska bez trudu wzbogaca postać matki o tragikomiczny rys, z kolei najlepsza w całej obsadzie Julia Kamińska jako jedyna zdaje się rozumieć ironiczną konwencję i w roli uzależnionej od mediów społecznościowych femme fatale wrzuca szósty bieg. Film bywa autentycznie zabawny, a budowanie napięcia na linii centrum – peryferia prowadzi do kilku zaskakująco trafnych spostrzeżeń, głównie na temat wielkomiejskiego życia. Problem w tym, że seans polega w dużej mierze na wyłuskiwaniu tego rodzaju perełek spośród wyblakłych klisz. 

Ilustrowany kompozycjami wszelkich kategorii wagowych (od Kasi Kowalskiej, przez Grzegorza Ciechowskiego po Się) monolog córki do ojca może wydawać się kiczowatą ramą narracyjną, lecz wierzcie mi, gdy mówię, że muzyka działa tu jak kompres na zbolałe uszy. Za sprawą ciekawych aranżacji oraz doskonałych partii wokalnych Sawczuk, możemy chociaż przez chwilę uwierzyć w to, że gdzieś w opłotkach targowiska próżności znajdziemy autentyczną pasję, zaś pytanie zawarte w tytule nie jest retoryczne. 
1 10
Moja ocena:
5
Dziennikarz filmowy, redaktor naczelny portalu Filmweb.pl. Absolwent filmoznawstwa UAM, zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008), laureat dwóch nagród Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones